MER_-_facebook_post_image_1200x628

BIEGIEM NA SAM SZCZYT - 18 godzin, 26 x 42 piętra to wynik naszego studenta ratownictwa medycznego Krzysztofa Iwana w Marriott Everest Run 2018!


BIEGIEM NA SAM SZCZYT...

Bieganie to ta forma aktywności, która z roku na rok zyskuje kolejnych zwolenników. U jednych bieganie to zwykły lans – bezsensowne podążanie za modą, dla innych to forma zabijania wolnego czasu lub po prostu odstresowania się po ciężkim dniu, a w jeszcze innych przypadkach bieganie przybiera bardzo ekstremalne formy. Tak właśnie jest u Krzysztofa Iwana – studenta PSW w Białej Podlaskiej.

Krzysztof jest studentem pierwszego roku Ratownictwa Medycznego. Biega od kilkunastu lat. W ostatnich zawodach wystartował, reprezentując naszą uczelnię.

Zacznijmy od początku. Dlaczego właściwie ratownictwo?

Krzysztof Iwan: Tematy związane z ratownictwem medycznym nigdy nie były mi obce i zawsze żywo mnie interesowały. Wielokrotnie byłem też świadkiem działań podejmowanych przez służby medyczne. Na rozpoczęcie studiów jednak jakoś nie było czasu. Praca, inne obowiązki i temat odwlekałem. Na nowo powrócił kilka lat temu, kiedy to o swojej „przygodzie" z ratownictwem na PSW opowiedział mi Paweł Różański. Było to podczas podróży na jeden z naszych wspólnych biegów – Bieg o nóż komandosa. Był rok 2014. Od tamtego czasu znów w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl o podjęciu studiów. Dlaczego czekałem? Jak to w życiu bywa: praca i masa innych obowiązków sprawiały, że wydawało mi się, że nie starczy mi czasu na naukę. Dopiero na ostatnich wakacjach mój „osobisty motywator" głosem stanowczym jak nigdy zapytał „jak nie teraz, to kiedy zamierzasz zrealizować swój plan? Jeśli naprawdę chcesz, to zrób to teraz!". Przeanalizowaliśmy wszystko i faktycznie, okazało się, że to najlepszy moment. Nie ma na co czekać. Po powrocie do domu złożyłem dokumenty w dziekanacie PSW im. Jana Pawła II. Póki co... nie żałuję (śmiech)

Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Krzysztof Iwan: Zaczynałem skromnie, od jednego kilometra. Szybko jednak zaprzyjaźniłem się z Klubem Biegacza Biała Biega i zacząłem biegać w ich „klubowych piątkach" a potem „klubowych dychach". Zacząłem pomagać przy organizacji Pikniku Biegowego, wkręciłem się w to i tak już zostało – biegam na zawodach i pomagam przy ich organizacji. Szybko zauważyłem, że na krótkich dystansach świetnie sobie radzę, dlatego zacząłem myśleć o dłuższych biegach. Tak zaczęły się moje przygotowania najpierw do kilku półmaratonów (m.in. Wiązowna, Chełm), a potem do maratonów (m.in. Orlen Warsaw Maraton). Po przebiegnięciu maratońskiego dystansu wydaje się, że nic więcej osiągnąć już się nie da. Zacząłem więc szukać innych imprez biegowych, w których będę mógł się sprawdzić. Wtedy pojawił się Paweł Różański, który powiedział mi o Maratonie Komandosa organizowanym przez Jednostkę Wojskową Komandosów w Lublińcu.

Od 2016 roku Krzysztof regularnie startuję w ekipie Biegaczy Pomagaczy. Sztafeta może poszczycić się rewelacyjnymi wynikami. W 2017 roku uplasowali się na 6. miejscu, a w ostatnim biegu, który odbywał się 20 stycznia 2018  ekipa z Krzysztofem Iwanem zajęła 3. miejsce! Pozostaje więc trzymać kciuki, aby za rok było jeszcze lepiej!

Marriott Everest Run to bieg, w którym zawodnicy ścigają się sami ze sobą, walczą z własnymi słabościami, mogą sprawdzić swoją wytrzymałość. Organizatorzy, czyli Fundacja Wspierania Ratownictwa Medycznego RK, zapewniają, że MER to bieg pozbawiony rywalizacji z innymi uczestnikami.

W 2017 roku Krzysztof uplasował się ze swoim wynikiem na 22. miejscu na prawie 200 biegaczy w kategorii indywidualnej oraz na 6. miejscu spośród sztafet.

20 stycznia 2018 odbyła się IV. edycja Marriott Everest Run. Nie mogła się ona odbyć bez udziału naszego studenta! Tym razem Krzysztof startował wyłącznie w sztafecie.

Krzysztof Iwan: Plan na tegoroczną edycję był inny – już nie cała doba na schodach, tylko 12 godzin, ale za to z plecakiem z 10-kilogramowym obciążnikiem – no bo jeśli w góry, to tylko plecakiem! Miało tak być, aż do dnia rejestracji. Celowałem w kategorie indywidualne i sam siebie przekonywałem, że będę biegał przez 12 godzin, potem prysznic, szybkie przebranie się i wracam do domu. Będę spał! Mój plan bardzo rozbawił „mojego osobistego motywatora". Usłyszałem wtedy: po co się oszukiwać, skoro wiadomo, że po tych 12 godzinach i tak nie odpuścisz i będziesz biegał do końca? No i cóż?! Głos rozsądku jak zwykle miał rację (śmiech), zanim zdążyłem się zarejestrować już zmieniłem zdanie, co do czasu mojego uczestnictwa w MER. Chwilę później zadzwonił Przemek z Biegaczy Pomagaczy z pytaniem, czy w tym roku znów biegamy razem. Co miałem odpowiedzieć? Że nie? Oczywiście się zgodziłem!

Biała jest miastem bez wieżowców, czy można się przygotować do tak ekstremalnego biegu? Okazuje się, że dla chcącego nic trudnego.

Krzysztof Iwan: Zawsze znajdą się jakieś schody, po których można chodzić i w ten sposób trenować. Oczywiście, osoby, które mają w swoich miastach wieżowce mają trochę łatwiej, jeśli chodzi o przygotowania. Ale nie przesadzajmy... dla chcącego nic trudnego. Zrzucanie sportowych niepowodzeń na nieodpowiednią sportową infrastrukturę czy brak wieżowców w mieście jest niepoważne. Ja sam przygotowując się do tegorocznego startu również biegałem w Marriocie, ale korzystałem też na wszelkie możliwe sposoby z tego, co mamy w Białej. Gdy już wiedziałem, że będę biegał całą dobę zacząłem zastanawiać się nad tym, jaki cel wyznaczyć sobie na tegoroczny Marriott. Nie musiałem nad tym długo dumać. 26 wejść – potem odpoczynek. Dlaczego 26? Dlatego, że to ważna dla mnie liczba, poza tym przynosi mi szczęście. Resztę zostawię dla siebie (śmiech). Uznałem, że skoro zaplanowałem mniej wejść niż rok wcześniej, to dobrze byłoby jakoś sobie ten bieg trochę utrudnić. Stąd też pomył na start z plecakiem, którego zawartość stanowił 10-kilogramowy obciążnik z siłowni. Ktoś powie, że to bez sensu: i takie bieganie i jeszcze ten plecak. Ja tak nie uważam. Usłyszałem, że w bieganiu osiągnąłem już wszystko. To prawda, ale to nie oznacza, że teraz mam spocząć na laurach i zając się sportem, który nazywa się „zmiana kanałów na czas". To nie dla mnie! Dlaczego nadal stawiam sobie cele i nadal biegam? Dlatego, żeby udowadniać sobie, że bariery istnieją tylko w naszej głowie, tak naprawdę możemy wszystko! Trzeba tylko w to wierzyć , wytrwale pracować i walczyć! Trzeba być twardym i trzymać się zasady, że może z prądem łatwiej, ale pod prąd przyjemniej! –.

24-godzinny to prawdziwe logistyczne wyzwanie. Jak się przygotować, jak przetrwać?

Krzysztof Iwan: W przypadku takich trudnych biegów jak MER najważniejsze jest to, aby odpowiednio rozkładać siły. Na schodach nie możemy bezsensownie marnować energii – dlatego nie chodzimy co trzy stopnie ani co jeden. Najlepiej pokonywać co drugi stopień. Poza tym musimy pamiętać, żeby nie zaczynać zbyt intensywnie naszego biegu, bo możemy być pewni, że nie damy rady go ukończyć. Poza tym musimy pamiętać o odpowiednim nawodnieniu organizmu – pomocne są w tym wypadku napoje izotoniczne, które uzupełniają utracone w czasie biegu elektrolity. Samo nawadnianie nie wystarczy, aby mieść dość energii, żeby mierzyć się ze schodami przez całą dobę, musimy zadbać o odpowiednie odżywianie. Ważne jest, aby zabrać ze sobą posiłki, które będą dodawały nam energii. Mięso, ciemne makarony i owoce (banany) – wystarczy to tylko wszystko smacznie połączyć. Nie znam się na tym (śmiech), mam to szczęście, że o moją dietę ma kto dbać, a więc o brak sił i energii na biegach nie muszę się martwić! Na takim biegu jak Marriott warto mieć doping! Ja zabieram ze sobą swój „dozwolony środek dopingowy" (śmiech). Marriott Everest Run to bardzo wyczerpujący bieg. Poza zapasem jedzenia, „dopingiem", ale tym dozwolonym, koniecznie trzeba ze sobą zabrać również ubranie na zmianę, ponieważ zdarza się, że koszulka, w której biegamy jest tak mokra, że aż przeszkadza, no i obowiązkowo dobry humor! W czasie Everest Run do dyspozycji uczestników jest siłownia, spa oraz basen. Warto więc po biegu znaleźć chwilę na relaks, odpoczynek albo masaż, ale do tego to już konieczny jest nasz prywatny masażysta, ci którzy go nie mają nie wiedzą o czym mówię (śmiech). A jeśli masażysta, dietetyk oraz środek dopingowy to jedna osoba to nie ma wyzwania, z którym byśmy sobie nie poradzili!

W tegorocznej edycji Marriott Everest Run Krzysztof reprezentował naszą uczelnię, z czego jesteśmy dumni i mamy nadzieję, że przy okazji kolejnych startów znów wystąpi w „barwach" PSW.

MER to nie jedyne zawody, w których biega się po schodach i w których Krzysztof Iwan startuje. W 2016 roku nasz student wspinał się na 37. piętro wieżowca Rondo1. Te zawody mają jednak inny charakter. W Biegu Na Szczyt Rondo1 chodzi o jak najszybsze, jednorazowe wejście. W 2016 Krzysztof wystartował dwukrotnie. Najpierw indywidualnie, uzyskując czas nieco ponad 9 minut, a potem w rocie strażackiej wraz z Marcinem Serhanem. Panowie reprezentujący OSP SIDORKI wspięli się na najwyższe piętro wieżowca również w nieco ponad 9 minut.

Krzysztof Iwan choć ma na swoim koncie mnóstwo sportowych osiągnięć ciągle szuka nowych wyzwań. Już w lutym kolejny raz stanie na starcie Biegu Na Szczyt Rondo1, ale to nie wszystko. W planach są też mordercze ultramaratony, o których jednak nasz bohater mówić nie chce.

Krzysztof Iwan: Myślę, że w momencie kiedy człowiek przestaje szukać wyzwań, zaczyna się cofać, spoczywa na laurach i staje się przeciętnym. A przecież w życiu nie chodzi o bycie przeciętnym! Nie chcę zostać źle zrozumianym. Nie chodzi o to, że uważam się za najlepszego z najlepszych. Nie! Myślę, że w życiu chodzi o to, aby kiedyś – gdy będziemy jakoś musieli podsumować to nasze życie - nie mieć sobie nic do zarzucenia. I mówiąc o życiu mam na myśli zarówno życie osobiste, zawodowe, a w przypadku osób aktywnych – również to życie sportowe. Uważam, że trzeba żyć na maksimum naszych możliwości i że mamy wręcz obowiązek stale się doskonalić i rozwijać talenty, które kiedyś otrzymaliśmy. Jestem teraz na takim etapie swojego życia, że mogę powiedzieć, że jestem z niego zadowolony i czuję się spełniony pod wieloma względami. Złożyło się na to wiele elementów. Chciałbym, aby to uczucie, które od jakiegoś czasu mi towarzyszy, już na dobre ze mną pozostało. Ale... jestem dobrej myśli (śmiech). Ten Everest Run z kilku względów był dla mnie wyjątkowy, cieszę się z jego przebiegu i ze swojego wyniku. Chciałabym ten bieg zadedykować Krzyśkowi Lińskiemu. Nie znam drugiej osoby, która tak jak Krzysiek kocha góry. Na ten Everest wspinałem się ja sam, ale robiłem to dla siebie i dwóch innych osób, w tym właśnie dla Krzyśka!

red. Aleksandra Majewska

 

GRATULUJEMY KRZYSZTOFOWI I ŻYCZYMY DALSZYCH SUKCESÓW!

20180121_033809_-_edycja

 

Zapraszamy również do przeczytania relacji z tego wydarzenia przygotowanej przez pulsmiasta.tv

https://pulsmiasta.tv/2018/01/28/everest-run-jeden-najtrudniejszych-biegow-organizowanych-naszym-kraju/

wtorek, 30 stycznia 2018 14:04 Wpisany przez Ewelina Nowak